Napisane przez: ewaoceantours | 26 Maj 2010

Dwa kółka… i na Wiedeń!

Tym razem będzie słów kilka o podróży niebanalnej. Żadnych tam plaż, widoczków, morza! Tylko pot, łzy i… smar rowerowy.

Sporo jeździmy na rowerach, ale najczęściej były to kilkudziesięciokilometrowe wycieczki wokół Warszawy, w porywach wypad na kilka dni na Mazury. Jednak od lat marzyła nam się kilkudniowa podróż, która będzie prawdziwym wyzwaniem. Nie pamiętam już skąd wziął się pomysł przejazdu wzdłuż Donauradweg, czyli Naddunajskiej Trasy Rowerowej – dość powiedzieć, że pod koniec sierpnia 2009 spakowaliśmy sakwy, załadowaliśmy rowery na dach auta i pojechaliśmy w okolice Arnschwang w Bawarii, gdzie postanowiliśmy rozpocząć trasę. U rodzinki zostawiliśmy samochód i niepotrzebne klamoty, a rowery zostały porządnie objuczone bagażem.

W pierwszy dzień pokonaliśmy ok. 95 km z Arnschwang do Regensburga. Jechaliśmy najpierw szlakiem rowerowym wzdłuż rzeki Chamb, a następnie, już do samego Regensburga – doliną rzeki Regen. Tereny supermalownicze, po drodze mijaliśmy pola, lasy i urokliwe bawarskie miasteczka. Oprócz jednego dość wyczerpującego podjazdu (ok. 1,5 km)- trasa łatwa.

Regensburg – Steinerne Bruecke

Jak tylko zobaczyliśmy średniowieczne stare miasto w Regensburgu, porzuciliśmy temat szukania taniego zakwaterowania na obrzeżach miasta. Wybraliśmy  Petit Hotel Orphee w samym centrum. Zapłaciliśmy ok. 70 EUR za nocleg, co nijak się miało do naszego ekonomicznego planu, ale atmosfera była warta tych pieniędzy: średniowieczna kamienica, skrzypiące, krzywe stropy, łóżko-antyk z wyrytą datą tysiąc siedemset coś tam. Regensburg leży już na trasie Donauradweg, więc nikogo nie zdziwiły nasze rowery – mogliśmy je bez problemu przypiąć w hotelowym hallu.

Katedra w Regensburgu

Kiedy zmrok przepędził ze średniowiecznych uliczek turystów, ich miejsce zajęli studenci. Regensburg to miasto uniwersyteckie, dzięki czemu gwarno tam i wesoło, wiele się dzieje, a knajpki – świątek, piątek, czy niedziela – otwarte są do póóóźnych godzin nocnych. Ponieważ w planach mieliśmy przejechanie odcinka Regensburg-Wiedeń (ok. 450 km) w 4 dni, oszczędzaliśmy siły i po krótkim spacerze wróciliśmy do hotelu.

Regensburg nocą

Następnego ranka podekscytowani wsiedliśmy na rowery, by w końcu ruszyć Naddunajską Trasą Rowerową. Chociaż my wjechaliśmy na niego dopiero w Regensburgu, to szlak zaczyna się u źródeł Dunaju, w Donaueschingen, i biegnie wzdłuż rzeki, przez Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Chorwację, Serbię, Bułgarię i Rumunię, aż do jej ujścia do Morza Czarnego. Sam „niemiecki” odcinek trasy liczy ok 600 km. Fragment, który my postanowiliśmy przejechać, Regensburg-Wiedeń, to ok. 450 km. Traskę polecam właściwie wszystkim i w każdym wieku. W 90% trasa wiedzie asfaltową ścieżką rowerową lub drogami o niskim i bardzo niskim natężeniu ruchu. Chwilami wjeżdża się na drogi gruntowe, ale odcinki te nie są długie, a nawierzchnia jest dobrze przygotowana. No i przez większą część trasy jedzie się nad rzeką. A Dunaj żyje: statki wycieczkowe, załadowane po brzegi barki, promy, kąpieliska w starorzeczach. Na całej długości szlaku można liczyć na świetnie rozwiniętą infrastrukturę: restauracje, pensjonaty, sklepy – średnio co 10-15 km. Nic dziwnego, że trasa jest niesamowicie popularna – wg niektórych źródeł Donauradweg to najczęściej pokonywana długodystansowa trasa w Europie. Po drodze spotkaliśmy całe mnóstwo rowerzystów: emerytów, szalonych prędkościowców trzymających średnią 40km/h, rodzinki z kilkuletnimi dziećmi w fotelikach, zorganizowane wycieczki na wypożyczonych rowerach…

Widoczna ze szlaku Walhalla kilka km za Regensburgiem.

Dolina Dunaju jest przepiękna krajobrazowo, a gwóźdź programu to przełomy Dunaju w Schloegen. Oprócz natury warto też zatrzymać się na chwilę w niektórych miastach i miasteczkach. Nam najbardziej podobało się w Straubing, Passau i Linz.

Dunaj widziany z tratwy zwanej promem 😉

Jako że miasto Linz było w 2009 Europejską Stolicą Kultury, przez cały rok działo się tam mnóstwo imprez. A my natrafiliśmy akurat na fantastyczny event na rzece (świetnie nam się wpasował w tematykę wyjazdu:)): spektakl na wodzie, w którym postaciami były wielkie bryły z ażurowych konstrukcji pokrytych białym materiałem. Bryły w kształcie zwierząt, postaci, gór, poruszane były po lustrze wody przez prawie niewidocznych płetwonurków. Scena? Dunaj na długości ok 1 km.

Ledwie zdążyliśmy oderwać oczy od spektaklu na wodzie, trafiliśmy w labirynt staromiejskich uliczek, gdzie odbywał się kiermasz win: okoliczne (i nie tylko) winnice prezentowały swoje produkty. Wystarczyło przy wejściu zakupić kieliszek do wina i już można było za grosze degustować przepyszne trunki odwiedzając wybrane kramy. A ponieważ każdy wie, że win nie powinno się mieszać, na terenie całego kiermaszu (który zajmował dobre kilkanaście uliczek) poustawiano fontanny do płukania szkła. 🙂

Ale miało być o rowerach przecież… Więc tak… Po wyjeździe z Regensburga zrobiliśmy w dwa dni 260 km. Dojeżdżaliśmy już do Linz, kiedy dogoniła nas zła pogoda –  przez kilka godzin lał uporczywy deszcz. Nasze sakwy nasiąkły wodą i podwoiły swój ciężar. Kolejnego dnia rano zmokliśmy już doszczętnie jadąc z hotelu, w którym nocowaliśmy, do centrum miasta, na szlak. Próbowaliśmy wzbudzić w sobie choć trochę optymizmu, ale prognoza pogody nie pozostawiała ani krzty nadziei: przez następne 3 dni pogoda miała się nie zmienić, a deszczowy niż dopiero nas doganiał. Ponieważ nie mogliśmy przedłużyć urlopu, nie pozostało nam nic innego, jak wsiąść do pociągu i wrócić do auta…

Granica Niemcy/Austria

Dunaj w okolicach Passau

Zimno i mokro…ale jeszcze przed siebie. Dopiero jutro zawrócimy 🙂

Tak więc Wiedeń za pierwszym podejściem dał nam prztyczka w nos, chociaż nieźle nam szło… Nieśmiało nosimy się z planem powtórzenia ataku – tym razem od strony Krakowa trasą Greenways.


Odpowiedzi

  1. A really nice review about our region. Thanks for that

    Nice Greetings from Regensburg
    sven&andrea


Dodaj komentarz

Kategorie